Jako środek lokomocji do kolejnej miejscowości Nong Khiaw wybrałam łódź, która spełnia nie tylko świetną rolę środka transportu, ale także pozwala przyjrzeć się życiu lokalnej społeczności oraz zapewnia ucztę dla oczu, gdyż widoki są zachwycające.
Informacje praktyczne (wg tabliczki przyczepionej do chatki z biletami):
- Łódź odpływa codziennie o godzinie 10:00, a bilety można zakupić około 9:00 - 9:30
- Muang Khua - Muang Ngoi: 110 000 kip
- Muang Khua - Nong Khiaw: 130 000 kip (w przypadku liczby pasażerów powyżej 10), 150 000 kip (jeżeli pasażerów jest więcej niż 4, ale mniej niż 10), 200 000 kip (jeżeli pasażerów jest tylko 4)
- 50 000 kip za wzięcie na pokład roweru
- 180 000 kip za wzięcie na pokład motoru
- 1300 000 kip za prywatną łódź
- Na jednej łodzi zmieści się maksymalnie 22 osoby, w przypadku większej ilości osób będzie podstawiona druga łódź.
- Czas dopłynięcia do Muang Ngoi to 4h, a do Nong Khiaw 5h. Podróż składa się z dwóch etapów. Po dotarciu do zapory na rzece, tuk - tuk zawiezie nas do drugiej przystani, gdzie będzie podstawiona kolejna łódź.
Jak to wyglądało w praktyce?
Budka z biletami została otwarta o godzinie 9:00, ale uprzejmy pan kasjer poinformował, że bilety będą sprzedawane o 9:30 i zaiste tak było. Na pokład zaczęliśmy wchodzić chwilę przed 10:00, czekaliśmy, aż dotrą do nas wszyscy zainteresowani. Poza grupą turystów, na łodzi byli także mieszkańcy okolicznych wiosek. Nasz kapitan odpalił silnik równo o 10:30.
Kapitan elegancko rozlokował pasażerów tak, że wszelka niezbędna stateczność statku została zachowana. Uwzględnił prawidłowe przegłębienie oraz zniwelował przechyły. Dlatego też kilku pasażerów z dziobu łodzi, musiało powędrować na rufę. Silniki zawyły i ruszyliśmy w drogę. Czekała nas piękna pięciogodzinna podróż! Taka mała rada: jak możecie zajmijcie miejsca jak najbliżej dziobu, gdyż silnik wyje niemiłosiernie i robi sporo hałasu. Zatyczki do uszu mogą być tutaj bardzo przydatne : )
Po drodze mijaliśmy wiele małych wiosek, w których ludzie zajmowali się swoimi codziennymi zajęcia: robili pranie, łowili ryby, pracowali w ogrodzie.. Bardzo dużo osób znajdowało się w pobliżu rzeki, która ewidentnie ułatwiała im funkcjonowanie.
Po dwóch godzinach mieliśmy małą przerwą na "siku". Kapitan przycumował łódź i oświadczył, że mamy 15 min na to, żeby załatwić swoje potrzeby. Świetna sprawa, myślę, że każdy był z tego powodu ucieszony.
Po drodze było jeszcze kilka postojów, podczas których łódź opuszczali kolejno lokalni mieszkańcy. Na jednego młodzieńca czekało dwóch braci, którzy pomogli mu zabrać zakupione towary, gdzie indziej żona oczekiwała męża wraz z grupą dzieciaczków.
My płynęliśmy dalej, a widoki zachwycały...
O godzinie 13:30 dotarliśmy do naszego pierwszego przystanku, gdzie włącznie z bagażami przenieśliśmy się do tuk-tuka, który zawiózł nas do kolejnej przystani. Znajdował się tam niewielki sklepik oraz toaleta, z której za niewielką opłatą (tu: 2000 kip) można było skorzystać.
Zapora na rzece |
Tuk-tuk z naszymi bagażami |
Przystań |
Sklepik/ przystań na wodzie |
Przerwa trwała równo pół godziny i o 14:00 ruszyliśmy w dalszą część podróży. I muszę przyznać, że tutaj widoki, które mijaliśmy po drodze podobały mi się dużo bardziej. Może dlatego, że w tle były góry, które zawsze pięknie się prezentują.
Ruch na rzece był także dużo większy.
O godzinie 15:00 dotarliśmy do miejscowości Muang Ngoi, gdzie część turystów zostawała na noc. I muszę przyznać, że miejsce to wygląda obiecująco i rozważyłabym je na nocleg podczas planowania podróży. Na brzegu czekali już właściciele pobliskich domków, aby przejąć potencjalnych klientów i zaproponować im nocleg. Także nie trzeba nic wcześniej rezerwować.
Do Nong Khiaw dotarliśmy równo o 16:15. Cała podróż była fajną przygodą, którą serdecznie polecam. Co prawda, można tam także dotrzeć busem, ale taka wodna wyprawa ma w sobie wiele uroku.
Komentarze
Prześlij komentarz