Gruzja to niewątpliwie kraj bardzo urokliwy, który ma wiele do zaoferowania. Można się w niej absolutnie zatracić i chcieć więcej i więcej...
W połowie sierpnia odbyłam swoją pierwszą podróż do tego zakątka ziemi i wiem, że jeszcze tam wrócę! Będąc w Gruzji starałam się ją chłonąć i obserwować, stąd też nasunęły mi się poniższe wnioski. Zatem, czym ten kraj może nas zaskoczyć?
1. Wyluzowane krowy na środku drogi.
W Gruzji krowy można spotkać dosłownie wszędzie. Nie ma znaczenia, czy jest to miasto, wieś, pole, droga, krzaki, góry... One tam rządzą i to im schodzimy z drogi, zatrzymujemy samochód, czy delikatnie wymijamy. Czasami stadnie, a czasami w pojedynkę wyruszają z samego rana, aby wieczorem powrócić do swoich domów. Ich widok mnie zawsze zadziwiał. One są na stałe wpisane w gruziński krajobraz... Na lokalnej społeczności nie robią absolutnie żadnego wrażenia. Ot tak krowa! Co w tym dziwnego? No niby nic, ale do tej pory widziałam je jedynie w bezpiecznych zagrodach, a nie pomiędzy samochodami. Podczas wędrówki po górkach w zaroślach słychać było dziwne hałasy, a okazało się, że nie kto inny jak biało-czarna mućka wystawiała z krzaków swój ciekawski nos, żeby sprawdzić któż to się odważył zakłócić jej spokój podczas popołudniowego zajadania się trawą.
2. Bezpańskie psy.
Bezpańskich psów jest zatrzęsienie. Na każdym rogu możemy napotkać merdającego ogonem Miśka, który łaknie naszego towarzystwa. Na ogół są one bardzo przyjaźnie nastawione do ludzi, nie wykazują żadnych oznak agresji. W miastach są one w jakimś stopniu kontrolowane, a przynajmniej "zaczipowane", czyli mają żółtą plakietkę doczepiona do ucha. Domniemam, że oznacza to, iż są szczepione i sterylizowane... Natomiast już poza obszarem miejskim, nie napotkałam żadnego psiaka z oznaczeniem. W większości widywałam psy dość spore, niektóre bardziej masywne, a niektóre strasznie wychudzone. Dość często miały oznaki choroby skóry. Serce się kraja na taki widok.
Podczas pierwszego dnia trekkingu, gdy opuszczaliśmy Mestię dołączył do nas biały piesio, który przeszedł jakieś kilkanaście kilometrów, po czym najprawdopodobniej wrócił w swoje rejony. Fajowy towarzysz podróży, którego tempo ewidentnie było znacznie szybsze niż nasze, gdyż niejednokrotnie na nas czekał.
Poza tym kilka psiaków zawsze wkręciło się do knajpy, żeby wysępić trochę jedzonka.
3. Konie, świnie.
To jeszcze nie koniec zwierząt, które napotkamy na swej drodze podczas przemierzania gruzińskich rewirów. Majestatyczne konie, które uzupełniają krajobraz górski oraz wolno przechadzające się świnki w niewielkich mieścinach. Konie z pewnością potrafią zachwycić, zaś świnki zaintrygować tym, że wyglądają jak takie małe dziki.
4. Szaleni kierowcy.
Kultura jazdy gruzińskich kierowców ewidentnie różni się od tych dotychczas mi znanych. Busik zapakowany, no to jedziemy! Bez pasów bezpieczeństwa, ograniczenia prędkości. Jazda! Krowy na drodze to taki "próg zwalniający", który jest przestrzegany, gdyż ten prawdziwy... niekoniecznie. Wyprzedzanie na trzeciego, jazda na czołówkę. To nie ma znaczenia, damy radę! Polecam zająć wygodnie tylne miejsca w busie, żeby nie widzieć tych wszystkich manewrów. Wówczas jazda jest dużo spokojniejsza, gdyż czego to oczy nie widzą, tego sercu nie żal. W przeciwnym wypadku przydadzą się stalowe nerwy.
5. Brzuchy na wierzchu.
W sierpniu były upały, co do tego nie mam wątpliwości. Ciekawostką jest to, że większość Gruzinów (tych starszych, nie młodych chłopaków), którzy mają dość okazały brzuchol, nie omieszkują go wystawić! Troszkę ochłody dla body! Zatem podnoszą koszulkę, która zatrzymuje się na samym szczycie "bębenka"... i tak sobie chłopaki radzą. Było to zjawisko bardzo powszechne : )
6. Mamy czas.
W Gruzji ludzie mają czas, nie spieszą się, nie stresują. Zaczepiają na ulicy "egzotycznie" wyglądającego turystę i chcą porozmawiać. Tak po prostu zapytać skąd jest, gdzie zmierza i jak mu się podoba Gruzja. Ludzie są otwarci na pogawędkę i nie trzymają nosa w komórce. Tak bardzo inny obrazek od tego co można spotkać na naszych ulicach. Większa otwartość na drugiego człowieka,
7. Zainteresowanie.
Jadąc lokalnym busem, do miejsca bardzo mało turystycznego mamy gwarancję tego, że będziemy jedynymi osobami spoza Gruzji. Zatem normalne jest, że ludzie przyglądali się nam z ciekawością, zainteresowaniem, niekoniecznie z uśmiecham na twarzy. Dla nich to normalny dzień do pracy, który my lekko zaburzyliśmy swoja osobą. Jednakże wystarczyła jedna sytuacja, żeby nastawienie ludzi się zmieniło. Do busa wsiadły dwie starsze kobiety, więc rzeczą zupełnie naturalną dla mnie i znajomej było, że ustąpiłyśmy im miejsce. Cały bus zareagował na to bardzo emocjonalnie. Panie zaczęły mnie przytulać i głaskać po głowie. Zaczęły dziękować i starać się dowiedzieć skąd jesteśmy. Taki niewielki gest, a tak wiele zmienił.
Ciekawostką jest, że przejeżdżając koło kapliczki będącej przy drodze cały busik żegnał się trzykrotnie. I to w jeden rytm! Kapliczek mijaliśmy kilka.
8. Jedzenie.
Pierwszy dzień w Gruzji, przyszedł czas na obiad... zamówiliśmy po pysznym daniu (każdy wybrał coś dla siebie). I jakie było nasze zdziwienie, gdy zobaczyliśmy te ogromne porcje jedzenia. Identyczną sytuację miałam w Bułgarii!
Ciekawostką jest to, że w Gruzji chyba każdy posiłek to biesiada. Dania są wystawiane na środek stołu i każdy z założenia może się częstować. Zatem warto, aby każdy zamówił coś innego i tym sposobem można zasmakować różnych dań. Jedzenie rewelacja!
Nie zapomnijcie zamówić sałatki z ogórków i pomidorów. Coś wspaniałego. Już dawno nie jadłam tak smacznych warzyw. Pomidory - bajka!
9. Napoje.
Typowa gruzińska lemoniada o przeróżnych smakach podawana słodzona w 0.5l butelkach. Sama słodycz! Jednak będąc w Gruzji koniecznie trzeba jej spróbować. W knajpach każdy ją zamawia. Dużo częściej widziałam grupki osób, które wpadało do knajpy na lemoniadę, niż na piwko.
10. Cmentarz.
Rzeczą bardzo specjalną jest, że na gruzińskich nagrobkach nagminnie można spotkać nie tyle portret przedstawiający wyłącznie twarz zmarłego, ale całą jego sylwetkę. Jest to pierwszy raz, gdy spotkałam się z takim zjawiskiem.
11. Żałoba.
Podczas trekkingu zatrzymaliśmy się w jednej z mijanych wiosek na nocleg. Znaleźliśmy guesthouse prowadzony przez starsze kobiety. W jednym z pomieszczeń był zrobiony ołtarzyk: czarno-biały portret młodego mężczyzny, a wokół niego świeczki, kwiatki... W pewnym momencie do naszych gospodyń przyszły sąsiadki. Wszystkie kobiety były ubrane na czarno. Zebrały się w pomieszczeniu z ołtarzykiem i zaczęły głośno zawodzić, płakać. Scenę słychać było w każdym pomieszczeniu, a także na zewnątrz budynku. Początkowo nie było wiadomo o co tam chodzi. Najwidoczniej tak w tym regionie (a może i w całej Gruzji) wygląda wspominanie zmarłych, opłakiwania ich. Zbiorowe wspieranie, solidarność sąsiedzka. Po niecałej godzinie towarzystwo się rozeszło, a jedna z naszych gospodyń wciąż nie mogła opanować płaczu. Najprawdopodobniej straciła syna.
Podczas trekkingu zatrzymaliśmy się w jednej z mijanych wiosek na nocleg. Znaleźliśmy guesthouse prowadzony przez starsze kobiety. W jednym z pomieszczeń był zrobiony ołtarzyk: czarno-biały portret młodego mężczyzny, a wokół niego świeczki, kwiatki... W pewnym momencie do naszych gospodyń przyszły sąsiadki. Wszystkie kobiety były ubrane na czarno. Zebrały się w pomieszczeniu z ołtarzykiem i zaczęły głośno zawodzić, płakać. Scenę słychać było w każdym pomieszczeniu, a także na zewnątrz budynku. Początkowo nie było wiadomo o co tam chodzi. Najwidoczniej tak w tym regionie (a może i w całej Gruzji) wygląda wspominanie zmarłych, opłakiwania ich. Zbiorowe wspieranie, solidarność sąsiedzka. Po niecałej godzinie towarzystwo się rozeszło, a jedna z naszych gospodyń wciąż nie mogła opanować płaczu. Najprawdopodobniej straciła syna.
Myślę, że to jeszcze nie wszystko, czym może nas zaskoczyć Gruzja. No cóż, żeby dowiedzieć się więcej, muszę tam wrócić! Koniecznie!
Komentarze
Prześlij komentarz