Saty to niewielka wioska w Kazachstanie, która znana jest przede wszystkim jako baza wypadowa do popularnych jezior Kaidy oraz Kolsay. W naszym przypadku też tak było. Jednakże mając trochę czasu postanowiliśmy zobaczyć okolice, czyli przejść się dookoła wioski.
Przygotowując się do wyjazdu znalazłam niewiele informacji odnośnie samej miejscowości. Po ich weryfikacji, duża ich część okazała się nieaktualna. Widać, iż mieszkańcy znają, a tym samym wykorzystują potencjał położenia wioski, gdyż Saty zaczęły się ewidentnie rozwijać. Wiele domów, czy jurt oferuje noclegi, wystarczy, że zapukamy i zapytamy o ich dostępność. Cześć ofert jest od niedawna dostępna w internecie (airbnb, booking). Należy się jednak przygotować, iż cenowo noclegi są bardziej zbliżone do tych europejskich, niż poznanych wcześniej kazachstańskich. Zapewne można znaleźć coś dużo tańszego, ale wszystko zależy od tego jak sobie to wszystko zaplanujemy.
Ze swojej strony chcę serdecznie polecić nocleg u Raushan, którą znajdziecie na airnbnb (za jeden nocleg dla 5 osób zapłaciliśmy po 25 euro). W cenie wliczone było śniadanie, a Raushan ze swojej strony zaoferowała nam obiad, na który jej mama przygotowała typowe, kazachstańskie jedzenie oraz upiekła przepyszny chleb. Ponadto do dyspozycji jest bania, która była niczym lekarstwo dla naszych zmarzniętych kości, gdyż w dniu, kiedy dotarliśmy do Sat było zimno, pochmurno i padał deszcz. Atmosfera panująca w tym miejscu była niezwykle gościnna. Można poczuć się jak prawdziwy gość. Raushan mówi po angielsku, więc to może ułatwić komunikację. Załatwiła nam także podwózkę do Jeziora Kaindy, gdyż nasz Duster nie byłby w stanie pokonać drogi tam prowadzącej.
W samej wiosce znajdziemy sporej wielkości sklep, który jest dość dobrze zaopatrzony, stację benzynową (tylko benzyna 91 oraz 80 - oktanowa, ważna informacja, gdy planujecie zatankować 95! tam jej nie dostaniecie), cmentarz, meczet, szkołę.
Brama wjazdowa do miejscowości to coś, co spotkamy notorycznie w Kazachstanie. Taki styl!
Brama wjazdowa do miejscowości Saty |
Cmentarze to miejsce, które może nam wiele powiedzieć o zwyczajach panującym w danym kraju, czy też konkretnym regionie. Ze względu na religię, tradycje, każdy z nich może wyglądać zupełnie inaczej. Duże znaczenie ma także to, jak zamożna jest rodzina, gdyż nagrobki różnią się od siebie znacznie. Kazachstan to w większości kraj muzułmański, dlatego też na grobach możemy dostrzec półksiężyc.
Cmentarz ten wygląda bardzo skromnie, część nagrobków to kopiec ziemi obudowany metalowym, drewnianym, czy betonowym ogrodzeniem. Nic nie wskazuje na to, żeby były często odnawiane. Niektóre były zupełnie zniszczone.
Bardzo różnią się o tych, które widzieliśmy po drodze, gdzie nagrobki przypominały małe meczety ze złotymi kolumnami. Tak jak wspomniałam, wszystko zależy od statusu materialnego i kwoty, którą możemy przeznaczyć. Niemniej cmentarz w Saty zlokalizowany jest na wzgórzu, z którego rozciąga się widok na góry oraz rzekę.
Właściwie to cała miejscowość otoczona jest górami. Dlatego też zostając tu na dłużej można znaleźć wiele ciekawych szlaków, które pozwolą nam bardziej przyjrzeć się okolicy. Teren wydaje się nietknięty przez turystów. Myślę, że miejscowi chętnie udzielą wskazówek, gdzie warto wybrać się na trekking.
Spacerując ulicami Sat nigdy nie będziecie sami. Miejscowe psy chętnie dołączą się do przechadzki. Zaczęliśmy zwiedzanie z jedną białą psinką, którą nazwaliśmy Kaśka. Towarzyszyła nam ona aż do końca wędrówki. Bardzo łagodna, ale też strachliwa. Zresztą nie ma co się dziwić, gdyż miejscowe dzieciaki przeganiały psy kamieniami.
Tyle, że spacer z jednym psem nie trwał długo, gdyż po kilku minutach dołączył kolejny towarzysz. W pewnym momencie psów była cała szóstka! Niektóre przechodziły tylko kawałek, a inne wytrzymywały trochę dłużej.
Po drodze mijaliśmy dzieci wracające ze szkoły. Każde było elegancko ubrane, chłopcy mieli na sobie garnitury, a dziewczynki spódniczki, podkolanówki i obowiązkowo duże białe kokardy we włosach. Po drugiej stronie właściciel przeganiał stado koni, ktoś inny naprawiał samochód. Życie toczyło się swoim rytmem. Nie widać było tam pośpiechu. Atrakcji dostarczyła nam także krowa, która stojąc przy płocie muczała do swej koleżanki znajdującej się po drugiej stronie.
Zboczyliśmy z drogi głównej, aby zobaczyć wioskę z innej strony. I tam już nie było asfaltu, za to drogi gruntowe, błoto i pastwisko. Przestrzenie, na których pasły się owce oraz krowy. Widok na domy, za którymi rozciągały się ośnieżone szczyty sprawiał wielką przyjemność. Pod wieczór czuć było chłód, dlatego też opcja wygrzania się w bani była całkiem przyjemna.
Warto na chwilę się zatrzymać i popatrzeć wokół siebie. Warto także dać szanse miejscowości, którą większość osób traktuje wyłącznie jako bazę noclegową. Mimo tego, iż ciężko byłoby mi sobie wyobrazić, że mogłabym tutaj zamieszkać, to pobyt tutaj skłonił mnie do pewnych refleksji. Każdy od życia chce czegoś innego, a to, że coś nam nie odpowiada, nie oznacza, że nie sprawia radości komuś innemu. Można rzec, że ludzie tam mieszkający nie mają wyboru, czy też porównania. Jednak nie jest to do końca prawdą. Właścicielka domu, w którym spaliśmy studiowała w Ałmatach. W czasie edukcji wiele podróżowała po Europie, odwiedziła także nasza stolicę, którą bardzo chwaliła. Jednak mimo wszystko wróciła do Sat, do domu, w którym się wychowała.
Sprawdź też:
Komentarze
Prześlij komentarz