DZIEŃ 2: Medeu (pole kempingowe) - Kok Zhailau - szczyt Trzech Braci - Kokszoky
Pobudka na polu namiotowym nie była trudna, chłodek dochodzący z zewnątrz szybko postawił nas na nogi. Śniadanie i gorący kubek herbaty potrafi zdziałać cuda i ogrzać zmarznięte kości. Jednakże z każda chwilą na naszą polankę skradało się słonko, które z czasem rozgrzało nas do czerwoności.
Dzięki temu, że dnia poprzedniego rozbiliśmy się w tym, a nie innym miejscu, mieliśmy ułatwiony start. Polana znajduje się nieopodal szlaku, na który dziarskim krokiem ruszyliśmy. Po niecałych dwudziestu minutach, dodatkowe warstwy ubrań, które zapewniały ciepełko tuż po przebudzeniu, trzeba było z siebie zrzucić.
Pierwszy etap tułaczki, to sporej wielkości polana Kok Zhailau. Odcinek liczy dokładnie 4 km, a przewiduje około 615 metrów przewyższenia. I strome podejście pod górę miało miejsce niemalże na samym początku szlaku. Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Szybko zapomnieliśmy o zimnie, którego doświadczyliśmy, a na samej górze pierwszego pagórka mieliśmy cudne widoki na Ałmaty.
Istotnym elementem każdej drogi, jest to, aby czasami się zatrzymać i obejrzeć. Widoki przed nami zachwycają, ale za sobą zostawiamy także urokliwe krajobrazy. Perspektywa ma tu ogromne znaczenie.
Sama droga do polany jest niezwykle urokliwa, a miejsce docelowe idealne na piknik, krótki odpoczynek, czy też rozbicie namiotu i dalsze biwakowanie. Na miejscu przewija się wiele osób, które ewidentnie lubią tam spędzać wolny czas. Nie ma co się temu dziwić. Można tam wygodnie zasiąść pod iglastym drzewem, schować się w cieniu wiaty lub rozsiąść na ławeczce. Każdy znajdzie coś dla siebie. Dużym plusem tego miejsca jest dostęp do wody, gdyż na trasie do szczytu Trzech Braci płynie potok.
I to właśnie trzy skały znajdujące się na wysokości 2960 m n.p.m., powszechnie znane jako Trzej Bracia, nas wzywały. Na reakcję nie trzeba było długo czekać. Do przejścia na szczyt zostało niecałe 2.5 km, a przewyższenie do pokonania to 630 metrów. Drogi na wierzchołek są dwie. My wybraliśmy tę, która wiedzie wzdłuż strumyka (nie znajdziecie jej na maps.me). Jest ona ponoć mniej stroma. Polecił nam ją napotkany po drodze Rosjanin, który kiedyś zamieszkiwał te okolice.
Faktycznie stromo nie było, jedynie początkowy odcinek można zaliczyć jako trochę bardziej wymagający. Poza tym to już była sama przyjemność. W wyższych partiach zalegał śnieg. Nie to, żeby było go tam jakoś strasznie dużo, ale topniejąc tworzył błotko, które niekiedy mogło splatać figla i chcąc nie chcąc lądowało się na tyłku. Zatem ostrożność polecana!
Wchodząc na górę wspomnianą powyżej drogą można się trochę pomylić i doszukać "trzech braci" w pierwszych napotkanych skałkach.
Jednak NIE, to nie to! Swoją tułaczkę należy kontynuować jeszcze trochę, aby w ostateczności stanąć na szczycie.
Szczyt Trzech Braci |
I tu możemy delektować się fantastycznymi widokami. Z jednej strony będą to Ałmaty, a z drugiej ośnieżone szczyty Tien-Szanu.
Widok na Ałmaty ze szczytu Trzech Braci |
Widok na Tien-Szan ze szczytu Trzech Braci |
Drogę do polany Kok Zhailau pokonaliśmy tę samą trasą. Tak to już jest, że wchodząc na górę musimy się trochę wysilić, a już powrót jest dużo łatwiejszy, szybszy i z większym ryzykiem poślizgu.
W tychże cudnych okolicach można napotkać stada koni. Zawsze kojarzą mi się z wolnością, ale w tym przypadku nie jest to koniecznie prawda...
Zostawiając za sobą cudowne widoki, ruszamy dalej. Kierunek - wioska o wdzięcznej nazwie Kokszoky. Do pokonania zostało nam nieco ponad 9 km, a miejsce docelowe w tym przypadku jest równoznaczne z noclegiem. Droga jest bardzo przyjemna, prowadząca lekko w dół. Dwukrotnie będzie przerwana przez rzeczkę, ale wystarczy się rozejrzeć, żeby zauważyć, że obok są zbudowane mostki. Z czasem będzie nam dane wkroczyć na asfalt, który doprowadzi nas do drogi głównej. Schodząc coraz bardziej w dół dotrzemy do niewielkiej wioski.
Za nocleg obraliśmy Kazachka Gostinitsa. Jest to hotel, w dość wysokim standardzie. We wrześniu, to już chyba było po sezonie letnim, a jeszcze przed sezonem zimowym, gdyż byliśmy tam jedynymi gośćmi. Obsługi była cała gromada, ale jakoś szczególnie zainteresowani nie byli. Cena za pokój dwuosobowy wraz ze śniadaniem wynosiła 8 000 tengów. Bardzo przyzwoita jak na takie "jakby luksusowe" standardy. Zresztą całe to miejsce było bardzo specjalne. Czy ktoś oglądał film "Lśnienie"? Taki klimacik tam panował : )
Niecałe pół kilometra dalej można dojść do drogi główne, a tam złapać autobus lub taksówkę, która zawiezie nas do Ałamty. Naszym celem jest jednak Wielkie Jezioro Ałmackie, które odwiedzimy dnia następnego.
Niecałe pół kilometra dalej można dojść do drogi główne, a tam złapać autobus lub taksówkę, która zawiezie nas do Ałamty. Naszym celem jest jednak Wielkie Jezioro Ałmackie, które odwiedzimy dnia następnego.